Adwent (z łac. adventus - „przyjście”) jest okresem poprzedzającym Boże Narodzenie zwany w folklorze Godami. Z tego względu chłopi oprócz nazwy Święty Adwent używali także określenia Przedgody. Początek Przedgodów przypadał na niedzielę między dwudziestym siódmym listopada a trzecim grudnia. Brak ściśle określonej daty rozpoczęcia Adwentu zaowocował przysłowiami odnoszącymi się do dni, którym patronowała święta Katarzyna (25.11) i święty Andrzej (30.11): „święta Katarzyna adwent rozpoczyna, a święty Jędrzej jeszcze mędrzej”, „święta Katarzyna Adwent zawiązuje, a święty Andrzej jej poprawuje”.

Wraz z początkiem tego okresu rozpoczyna się nowy rok kościelny. Według wykładni Kościoła Adwent jest wstępem do świąt Bożego Narodzenia i służy duchowemu przygotowaniu się do przyjścia na świat Chrystusa. W tym czasie dawną wieś opanowywał nastrój skupienia i wyciszenia. Koncentrowano się na pokucie za grzechy i modłach, zwłaszcza za dusze zmarłych, gdyż wierzono, że przybywają one do siedzib ludzkich, a wracają do zaświatów dopiero po Godach. Ażeby lepiej przeżyć Adwent i przygotować się do nadchodzących świąt, poszczono czyli „suszono” w środy, piątki i soboty. Niewielkie ilości mięsa i tłuszczów zwierzęcych spożywano jedynie w niedzielę. Podczas dni kiedy nie obowiązywały obostrzenia żywieniowe, nie najadano się do syta.

Podczas Przedgodów chodzono na Roraty czyli wotywne msze święte, celebrowane przed świtem. Były one poświęcone Matce Boskiej, która jest główną postacią Adwentu na podobieństwo jutrzenki poprzedzającej światło Chrystusa. Msze symbolizowały czujność chrześcijan na przyjście Zbawiciela i gotowość na Sąd Ostateczny. W Polsce Roraty zostały wprowadzone w XIII wieku. Nazwa nabożeństwa wzięła się od pieśni „Rorate coeli”, co tłumaczono „Spuście nam na ziemskie niwy” lub „Spuśćcie rosę niebiosa”. W drodze na Roraty śpiewano pieśń „Boże wieczny, Boże żywy, Odkupicielu prawdziwy…”, zaś w świątyni w oczekiwaniu na rozpoczęcie mszy świętej intonowano „Godzinki” będące pieśnią ku czci Maryi. Podczas mszy na ołtarzu zapalano specjalne świece woskowe zwane roratnicami lub roratkami, z których największa udekorowana mirtem oraz niebieskimi i białymi wstążkami była poświęcona Bogurodzicy. Z nabożeństwem wiąże się zwyczaj wróżebny. Panny powracające z kościoła korzystając z półmroku świtania, obłapiały samotnego kawalera i okręcały go zadając pytanie: „Roracie, jak na imię macie?” Chłopak zostawał wypuszczony dopiero po udzieleniu odpowiedzi, na podstawie której dziewczęta wróżyły sobie jak będzie nazywał się ich przyszły małżonek.

W średniowieczu Adwent rozpoczynał się nazajutrz po dniu świętego Marcina (11.11), dlatego był nazywany Czterdziestnicą. Otwarcie nowego etapu roku wyraźnie zaznaczało się w kulturze ludowej, bowiem według włościan następował wtedy początek zimy. Zżyci z naturą, ale przede wszystkim zależni od niej chłopi, bardzo dobrze rozpoznawali zachodzące w przyrodzie zmiany. Potrafiono zauważyć nawet subtelne symptomy świadczące o zmieniającej się pogodzie i porach roku. Dlatego te ostatnie według ludu rozpoczynały się nawet o kilka tygodni wcześniej niż wyznacza to kalendarz gregoriański czy współczesna wiedza potoczna. O początku zimy w dniu św. Marcina przypominają przysłowia: „od świętego Marcina zima się poczyna:”, „święty Marcin na białym koniu jedzie”. Mniemanie o rozpoczęciu się zimy wzmacniało wierzenie o zagrzebywaniu się niedźwiedzi w gawrach na zimowy sen. O nastaniu w tym czasie dotkliwego chłodu przypominano sobie mawiając „świętego Marcina  - stary – do komina!”. Tego dnia zwyczajowo zaczynano zakładać buty na dotychczas bose stopy.

Wtedy też przepowiadano pogodę. Gdy święty Marcin „przyjechał na białej kobyle” czyli padał śnieg, spodziewano się mroźnej i śnieżnej zimy, kiedy „zawitał na czarnym koniu”, co oznaczało padający deszcz i pochmurny dzień, zima miała być późna i słotna. Pogodę przepowiadano także z obserwacji drzew i siły wiatru, ale głównie z kości piersiowych zjadanych gęsi w myśl przysłów: „na świętego Marcina najlepsza gęsina; patrz na piersi, patrz na kości, jaka zima nam zagości”, „Marcinowa gąska – zimowy prorok”. Jeśli kostka była biała, wróżyło to suchą zimę, gdy sina i czerwona – zimę deszczową, jeśli na górze kość miała białą barwę a pod spodem czerwonawą – pół zimy miało być suche, a pół słotne, zaś jeżeli kostka posiadała cętki i kropki, w nadchodzącym czasie miały nastąpić śnieżne burze. Takie przepowiednie czyniono nieprzypadkowo, gdyż tego dnia tradycyjnie bito bydło i gęsi. Urządzano przedpostne uczty złożone z mięsiwa i świeżego pieczywa zapijanego alkoholem. Dzień był wolny od pracy, stawały młyny wodne i wiatraki. Pracowali tylko dworscy poborcy, którzy wraz z końcem jesieni ściągali zaległe czynsze i podatki. Po skróceniu postu, wiele wierzeń i zwyczajów wróżebnych przeniesiono na wieczór świętego Andrzeja. Mawiano: „święty Andrzej daj znać, co się ze mną ma dziać”. Wierzono w zwiększoną obecność tego dnia dusz przodków, które mogły odkryć przed żyjącymi bliskimi nadchodzącą przyszłość. Choć koncentrowano się wtedy głównie na przepowiedniach matrymonialnych, to zwracano też uwagę na pogodę: „na świętego Andrzeja trza kożucha dobrodzieja”.

Dzień świętego Marcina był oficjalnym terminem zamknięcia wypasu stad. Bydło po raz ostatni wypędzano na pastwisko, a po wypasie zaganiano je gałązką zwaną marcinką. Do tego dnia należało także bezwzględnie zakończyć wszelkie prace polowe. Wierzono, że ziemia jest żywą istotą, która odczuwa tak jak ludzie i ma różne potrzeby. Nazywano ją Matką Ziemią lub Świętą Ziemią. Od świętego Marcina aż Matki Boskiej Roztwornej (25.03) Matka Ziemia „nie ruszała się”, miała odpoczywać i spać po wydaniu przez siebie plonów. Powiedzenie „gdy w listopadzie grzmi, rolnik wiosnę śni” wiązało się z wierzeniem według którego Ziemię budził pierwszy wiosenny grzmot. Wtedy Matka Ziemia otrząsała się z zimowej drętwoty, by jako brzemienna wypuścić z siebie wszelkie rośliny. W Adwencie nie wolno było jej przeszkadzać oraniem, wbijaniem kołków, kopaniem dołów, grabieniem, rozrzucaniem nawozu, skakaniem po niej, uderzaniem lub popychaniem przed sobą kija. Za znieważające i sprawiające ból postępowanie, Święta Ziemia karała zesłaniem chorób, bezpłodności, wojny, a przede wszystkim nieurodzaju: „kto ziemię w Adwent pruje, ta mu trzy lata choruje”.

W czasie Przedgodów chłopi skupiali się na przygotowaniach do zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, dlatego początek zimy zaznaczał się w zajęciach gospodarskich. Bito świnie, dzięki czemu uzupełniano dietę w: kiełbasę, kiszkę, boczek, żeberka, słoninę, sadło. Świniobicia dokonywano zazwyczaj dwa razy do roku, przed Wielkanocą i Godami. Było to ważne wydarzenie, na które często zapraszano sąsiadów do pomocy, co zobowiązywało gospodynię do przygotowania poczęstunku. Uboju dokonywał sam gospodarz, ktoś ze wsi znany ze swych umiejętności w tym zakresie, a u bogatszych chłopów profesjonalny rzeźnik.

Po ogłuszeniu tucznika obuchem siekiery podrzynano mu gardło, aby do podstawionego pojemnika nałapać krwi niezbędnej do zrobienia kiszki i salcesonu. Wieprzka pozbawiano sierści poprzez opalanie w słomie, parzenie wrzątkiem i skrobanie tępym ostrzem. Świnię rozbierano w obszernej niecce, na zdjętych z zawiasów drzwiach, drabinie lub podwieszano w drzwiach budynku gospodarczego. Najpierw wycinano podgardle, a następnie przystępowano do zrobienia przetworów, czyli kiełbasy, pasztetówki, szynki oraz wymienionych już kiszki i salcesonu. Mięso przeznaczone na kiełbasę krojono w niecce i dodawano przypraw, w skład których wchodziły: liście laurowe, ziele angielskie, cebula, czosnek, majeranek, pieprz i sól. Następnie świeżynkę upychano do oczyszczonych jelit. Flaki napełniano przy pomocy żelaznych lub bydlęcych rogów z odciętą końcówką, później zastępowanych przez kiełbaśnice korbowe. Z kolei mięso na salceson przyprawiano i nacierano solą, a po zagotowaniu napełniano masą żołądki wieprzowe i bydlęce. Potem całość gotowano i przykrywano kamieniem dla sprasowania. W przypadku robienia kiszki wypełniano flaki krwią, podrobami i kaszą gryczaną lub jęczmienną.

W trakcie uboju wróżono o przebiegu zimy ze śledziony tucznika. Miejscowe zgrubienie narządu oznaczało okres sroższej pogody. Tak więc jeśli grubsza część śledziony znajdowała się na odcinku najbliżej łba, spodziewano się mroźnego początku zimy. Konsekwentnie zgrubiały środek lub kraniec narządu odpowiadał dalszemu i końcowemu etapowi nadchodzącej pory roku.

Po pewnym czasie niektóre podsuszone przy piecu lub zapeklowane wyroby wędzono przez kilka dni w wędzarkach. Na opał używano drewna liściastego: olchy, brzozy lub drzew owocowych. Część zasolonego mięsa składowano w beczkach, faskach i kamionkowych pojemnikach. Zapasy umieszczano w zimnych piwnicach, chłodnych komórkach, kominach pieców chlebowych, powieszano u kapy nad paleniskiem i na strychach. Po dokonanym rozebraniu tucznika następował poczęstunek dla uczestników świniobicia złożony z podsmażonego mięsa i gorzałki. Część świeżynki rozdawano sąsiadom, którzy rewanżowali się przy okazji bicia własnego wieprzka.  

Kiszenie kapusty było jednym z adwentowych zajęć tradycyjnie przypisanych do kobiet. W tym celu główki pozbawiano głąbów i krojono - dawniej nożem lub specjalnym siekaczem, później za pomocą szatkownicy. Następnie kapustę umieszczano w beczkach. Zależnie od gustów i przeznaczenia kiszonki, czasem jej warstwy przekładano krojoną marchwią i burakami oraz całymi jabłkami. Kapustę udeptywano nogami i ubijano tłukiem przyprawiając kminkiem, koprem, jagodami jałowca, liśćmi laurowymi, pieprzem, cebulą, czosnkiem i solą. Całość z wierzchu nakrywano deskami, obciążano wyparzonym kamieniem i przykrywano ściereczkami. Początkowo beczki stały w ciepłych pomieszczeniach chałupy, ale gdy kiszonka zaczynała wydzielać soki, przetaczano je do chłodnych komór i piwnic. Pamiętano by co jakiś czas przebijać kapustę szpikulcem w celu ulotnienia się gazów powstających podczas fermentacji. Dzięki tej czynności kiszonka nie stawała się gorzka. Ze zrobionych zapasów często korzystano, gdyż kapusta była na dawnej wsi jednym z podstawowych pokarmów, zarówno powszednich, jak i świątecznych.

Od dnia świętego Marcina bito czyli tłoczono olej, głównie  lniany, ale też z rzepaku i konopi. W tym celu najpierw należało rozgnieść ziarno. W warunkach domowych używano do tego ręcznej stępy i stępora. Narzędzie stanowił kielichowaty wydrążony pojemnik i tłuczek. Nasiona umieszczano w otworze stępy i zamaszyście uderzano stęporem. Następnie prażono surowiec i po zawinięciu w tkaninę tłoczono w prasach. Dzięki ściśnięciu ziarna pod ciśnieniem między dwiema deseczkami wytłaczał się olej i spływał do podstawionego naczynia. Chętniej wybijano olej w specjalnych olejarniach. W tym celu najpierw rozgniatano ziarno w gniotowniku, następnie surowiec prażono ciągle mieszając, by nie uległ przypaleniu. Rozgrzaną miazgę wsypywano do płóciennego worka, który umieszczano w otworze stępy. Przykrywano ją tłoczyskiem i dociskano prasę. Dzięki temu wyciśnięty olej wyciekał przez specjalny otwór do pojemnika. Zwyczaj nakazywał pomagać olejarzowi w procesie tłoczenia. Pozostałości z wybijania zwane makuchami stanowiły doskonałą paszę dla zwierząt gospodarczych. Często zamiast pieniędzy, właśnie makuchy zostawiano w olejarni jako zapłatę za usługę. Dlatego olejarz miał najładniejsze krowy dające najsmaczniejsze mleko oraz najlepiej utuczone świnie we wsi. Oprócz przeznaczenia spożywczego olej lniany był używany w ludowej kosmetyce i lecznictwie, zwłaszcza przy dolegliwościach żołądkowych i skórnych. W kontekście przygotowywanego pożywienia warto wspomnieć, że bliskość świąt powodowała krzątaninę przy wypieku pieczywa i ciast.

Dawniej na świętego Marcina, a później zgodnie z powiedzeniem „na święty Jędrzej szukają baby przędzy”, wraz z początkiem Adwentu kobiety wyciągały z komór i strychów narzędzia przędzalnicze. Były to wrzeciona z przęślicami i kołowrotki, na które nakładano kądziel czyli pęk włókien lnu, konopi, albo wełnę. Powstałe nici prano, suszono i nawijano na szpule i wijadła. Następnie przędzę należało nawinąć na wał warsztatu tkackiego. Po przyniesieniu tego sprzętu do izby ze stodoły lub strychu, składano go używając aż do wiosny. Do nawijania osnowy na wał często zapraszano profesjonalistkę ze wsi, gdyż była to skomplikowana czynność. Biedne kobiety nie posiadające krosien chodziły tkać do sąsiadek. Za użyczenie warsztatu płaciły utkanym płótnem lub odrabiały w polu. Tkano różne jakościowo rodzaje płótna robiąc z nich: odzież, bieliznę, ręczniki, obrusy, kilimy, chodniki, płachty i worki. Podczas Przedgodów tkackie odwiedziny kończące się przed wieczerzą często skupiały większą liczbę kobiet, które wspólnie przędły. Te zwyczajowe spotkania chłopek zwano prządkami. Wykonywaniu prac towarzyszyło wtedy opowiadanie różnych historii i nowin z wioskowego życia. Kobietom czasem towarzyszyli starcy, którzy na czas zimy rozsiadali się przy piecach, dorzucali drew do ognia i snuli opowieści o dawnych weselach, odpustach, wojnach i duchach.

W czasie adwentowych wieczorów, w dni powszednie kobiety spotykały się także w celu darcia gęsiego pierza zwanego też skubaniem. Polegało ono na oddzieraniu z piór chorągiewek od twardych stosin oraz na oddzielaniu puchu. Uzyskane pierze służyły do wypełniania poduszek i pierzyn stanowiących wiano panny młodej. Monotonną pracę oprócz przygotowanych przez gospodynię skromnych posiłków, tak jak w przypadku przędzenia umilały plotki oraz śpiewanie świeckich i pobożnych pieśni. Skubanie puchu było formą sąsiedzkiej pomocy polegającej na grupowym darciu u każdej z gospodyń. Po upływie około tygodnia pracy u jednej z kobiet, już następnego dnia przenoszono się do następnej chałupy. Zajęcie często przerywało wtargnięcie grupki chłopców i mężczyzn, którzy płatali kobietom różne figle, np. dmuchali w darte pierze. Radosne zamieszanie budziło zwłaszcza wpuszczanie do środka wróbli i gołębi rozrzucających zgromadzony puch na całą izbę. Dzięki zabawom przeradzającym się często w zaloty, zawierały się znajomości i kojarzyły pary. Można stwierdzić, że Adwent poczynając do andrzejkowych wróżb aż po skubaczkowe zabawy służył znajdywaniu sympatii i swataniu młodych. Poważny nastrój Przedgodów podkreślał zakaz urządzania wesel i zabaw, zwłaszcza z muzyką i tańcami. Dlatego z zawieraniem ślubów i uroczystościami weselnymi czekano do karnawału. Warto pamiętać, że podczas Przedgodów kobiety spotykały się w grupkach również w celu przebierania fasoli i grochu.     

Adwentowe wieczory poświęcano również na robienie świątecznych ozdób. Było to zajęcie dzieci i kobiet, a zwłaszcza panien, które dbały o wystrój dekoracyjny chałupy i jej estetykę. Ładne, zdobione różnoraką plastyką wnętrze świadczyło o zręczności oraz wpojonej potrzebie porządku i czystości dziewczyny, co stanowiło atut w oczach kawalerów. Do wykonania ozdób używano łatwo dostępnych materiałów: słomy, grochu, fasoli, orzechów, wydmuszek jaj, papieru, bibuły, pudełek po zapałkach, sreberek po słodyczach, a także opłatków. Z surowców powstawały rozmaite ozdoby choinkowe, jak: koszyczki, kokardki i łańcuchy, mikołaje, krasnoludki i aniołki, laleczki i jeżyki, gwiazdki, śnieżynki i różne przestrzenne bryły. Z kolei mężczyźni i chłopcy konstruowali szopki będące atrybutami grup kolędniczych i przedstawień jasełkowych. Stajenkę montowano z deseczek, dykty i słomy. Figury wykonywano z drewna i gałganków, osadzając je na drucie lub patyku. Nadawały się do tego także święte obrazki, później również świąteczne kartki.        

Wraz ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia, szczególnie po dniu świętej Łucji (13.12) coraz bardziej koncentrowano się na porządkowaniu swego domostwa. Chałupę gruntownie sprzątano, zamiatano, powałę omiatano z pajęczyn, a okna myto. Jeśli podłogę stanowiło gliniane klepisko, to po zamieceniu posypywano je piaskiem. Gdy podłoga była ułożona z desek, czyszczono ją przez dokładne szorowanie. Za pomocą pędzla z prośnianki zrobionego z wiązki słomy prosa malowano czyli bielono chałupy. Zewnętrzne i wewnętrzne ściany domów odświeżano nie tylko na biało, ale często dodając do wapna niebieskiego lakmusu lub ultramaryny. Bielenia starano się dokonać w słoneczny, suchy dzień, najlepiej na początku tygodnia. W przypadku malowania wnętrza wynoszono na podwórko meble i sprzęty. Dodatkowo porządkowano obejścia z różnych rupieci i odpadków




Komentarze








Dodaj komentarz